Na wstępie zaznaczę, że autor w drugiej części "Krawędzi żelaza", zastosował to samo, co w przypadku "Na Ostrzu noża". Czyli najpierw mamy nieciekawy, nudny, i ciągnący się tom pierwszy, po czym otrzymujemy ciekawszą powieść w tomie drugim. Dziwna to praktyka, gdyż czytelnik jest raczej przyzwyczajony do innego schematu, kiedy to kolejna część zazwyczaj nie dorównuje pierwszej. Jednak "Krawędź żelaza" łamię tą tezę, druga część mile mnie zaskoczyła.
W drugim tomie "Krawędzi żelaza" otrzymujemy o wiele ciekawsze historie, niż te które poznaliśmy w poprzednich książkach. Być może wpływ na to ma, że nasz bohater, Koniasz w końcu nie jest taki stereotypowy i poznajemy jego ludzką naturę. A może wynika to z długości, mamy tutaj krótsze opowiadania bardziej dynamiczne, nie ciągnące się tak. W drugiej części dzieje się o wiele więcej niż to, z czym mieliśmy do czynienia w pierwszym tomie. Jednak autor nie uciekł od fabuły, w której trup pada gęsto w nieprawdopodobnych ilościach, nawet Rambo przy nim to "amator". Jeśli chodzi o warstwę językową to Zamboch prezentuje cały czas porządną, warsztatową robotę, i nie ma powodów, by się czegoś doczepić.
Jeśli chodzi o samą fabułę, to w drugiej części opowiadania, mamy kontynuacje niektórych historii. Nasz bohater jest już nieco wiekowy, wolniej się regeneruje z obrażeń i staje się mądrzejszy. Pojawiają się pierwsze wahania emocjonalne, i myśli o porzuceniu miecza, stabilizacji u boku jakiejś kobiety i dożycia sędziwego wieku. Nie wiemy czy mu się to udaje, bowiem zakończenie jest, ale autor pozostawił otwartą furtkę. Najważniejsze, że między tymi wątkami, co chwile pojawia się nowy twardziel, czy wojownik który chce pokonać naszego bohatera. Dzięki temu, w drugiej części tomu otrzymujemy powieść, pełną akcji, jednak nie brakuje w niej spokojniejszych przerywników. Książka ta, to kolejne arcydzieło autora, po którym człowiek pragnie wziąć coś bardziej poważniejszego, jednak była warta uwagi i czasu jaki dla niej poświęciłem. Liczę że przeczytam jeszcze kiedyś, o dalszych przygodach Koniasza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz